Szamanizm część 1

Kurs

We wrześniu los się do mnie uśmiechnął, zresztą był to ogólnie bardzo dobry okres. Życie w wielu aspektach układało się samo, bez większego oporu. Wewnątrz królował spokój i cisza, mimo chaosu wokół mnie. Dostałem od znajomej kurs „Szamanizmu” Alberto Villoldo. Pamiętam, jak w styczniu tego roku, podczas jednej z sesji, prowadząca powiedziała: „Paweł, Ty tylko szamanizmem powinieneś się zajmować.” Pierwsze skojarzenie, które miałem, było takie: przecież nie będę siedział w jakimś szałasie z pióropuszem i naszyjnikiem z kłów wilka… Bez zastanowienia odpowiedziałem: nie ma takiej opcji. Trochę pójdę w ezoterykę i dorzucę takie zdanie: „To, co Twoje, samo Cię znajdzie.” No i znalazło.

Treść kursu

W kursie znajdują się m.in. takie zagadnienia jak: zwierzęta mocy, żywioły, czakry, uzdrawianie, światy szamańskie oraz życie po śmierci.
Lekko mówiąc, byłem mocno zainteresowany treścią kursu, więc czym prędzej zabrałem się do odsłuchu pierwszego nagrania. Jako pierwsze pojawiły się cztery zwierzęta mocy uznawane przez świat szamański. Pierwszym z nich jest wąż – symbol mądrości, uzdrawiania i transformacji. Symbol dość dobrze mi znany, bo transformacje trwają nieustannie od półtora roku. Drugie zwierzę to czarny jaguar. Przyznam szczerze, że to moja ulubienica. Wszystkie zwierzęta jawią się jako energia żeńska – archetypy matki, strażniczki – pewnie ze względu na to, iż to właśnie energia żeńska jest głównie odpowiedzialna za kreację tego świata. Czarny jaguar to strażniczka pomiędzy światami życia i śmierci, cienia i odwagi. Trzecim zwierzęciem mocy jest koliber, który żywi się tylko „nektarem życia”, czyli tym, co najczystsze i najbardziej żywe. Ostatnim jest orlica – symbol wizji, wiedzy, szerszej perspektywy i wolności.

Tak się złożyło, że moje ukochane sąsiedztwo dawało tego wieczoru lekko do wiwatu. W myślach palnąłem: „Strażniczko jaguarzyco, jedziemy z nimi cieniami, zabierz to ode mnie.” Nastąpił efekt WOW. Podczas tej nocy czułem się, jakbym został zabrany do innego wymiaru. Sen był tak rzeczywisty i wielowątkowy, że aż mnie zszokował. Pamiętałem wiele szczegółów i rozmów, którymi się z Tobą podzielę.

Sen pierwsze sceny

Scena pierwsza
Idę korytarzem szkolnym po schodach, wokół pełno ludzi. Podeszła do mnie atrakcyjna brunetka, ale była pijana i nachalna. Chwilę pogadaliśmy, ale gdy zaczęło ją brać na wymioty, uciekłem – czułem się osaczony. Który to cień w rzeczywistości? Nie do końca wiem, gdzie to podczepić, ale jakiś ślad na pewno mam.
Scena druga
Owa brunetka coś na mnie nagadała i z tego wyszło wielkie nieporozumienie. Nie bardzo wiedziałem, co zrobić, więc gdzieś się schowałem. Sytuacja zaczęła się robić gorąca, więc chciałem jakoś wyjść z tego snu, ale nie wiedziałem jak. Próbowałem różnych dziwnych rzeczy – zacząłem kręcić się w kółko, przywołałem jednego znajomego, ale to nie dawało żadnych rezultatów. Zagrożenie zostało poczute i uznane. Może to mieć związek z blokiem, w którym mieszkam, gdzie dzieją się różne sytuacje na przestrzeni lat.
Scena trzecia
Siedziałem w piętrowym autobusie bez dachu – czymś na wzór brytyjskich autobusów jeżdżących po tamtych drogach. Jakiś typ zaczął mnie zaczepiać. Wstałem i zacząłem się rozglądać, który to. To trochę żart, ale pretensje kierowałem do czarnoskórego mężczyzny, choć to nie był on. Zaczepki pojawiały się coraz częściej.
Postanowiłem walczyć – co nie było dobrym posunięciem, bo z cieniami się nie walczy, tylko je integruje. Wszyscy się na mnie rzucili i dostałem wpierdol. To kojarzy mi się z gimnazjum i początkiem roku szkolnego, nowe środowisko, nikogo prawie nie znałem.

Rozmowa z życiem

Ocknąłem się na skwerku obok budynku przypominającego biurowiec. Miejsce ciche i spokojne, towarzyszyły mi trzy osoby. Pytam dojrzałej kobiety, która pierwsza przykuła moją uwagę.
Ja: Co to było?!
Życie: To cienie i chciały być poczute i zintegrowane.
Ja: A Ty kim jesteś? – zapytałem. Podobno to pytanie jest jednym z istotniejszych, jeśli jesteś w stanie przeżywać sny świadomie. Jeśli uzyskasz odpowiedź – to spoko, jeśli nie – to wytwór naszej wyobraźni/podświadomości. Odpowiedź pani, która przybrała wygląd Agaty Kuleszy, była zaskakująca.
Życie: Ja jestem życiem – odpowiedziała bez zastanowienia, ze spokojem i uśmiechem wypisanym na twarzy.
Ja: To się zajebiście składa, bo mam do Pani kilka pytań. Gdzie moja wyjątkowa partnerka?
Życie: Bądź spokojny. Czuć było jeszcze większy spokój niż poprzedni, który również mi się udzielił.
Ja: No to kiedy ją spotkam? – po czym po chwili refleksji powiedziałem: „A dobra, nie mów mi! Nie chcę wiedzieć.”
Życie: Już się spotkaliście. Pięć lat temu wracałeś ze sklepu w Zakopanem. Siedziała przy ognisku, był tam też Twój mistrz. Tutaj metaforyczne zdanie. Jeśli przyjmiemy, że świat subtelny, czyli duchowy, istnieje – to tam już dawno temu się poznaliśmy, ale jaki kurwa mistrz… Stronię od tego typu postaci…
Ja: Pytam jeszcze jednego gościa obok: „Czy możesz usunąć mi Bananową z głowy?”
Gość 1: „Co mam Ci wyciąć – płat czołowy?”
Ja: A kim pan jest? – nie odpowiedział, niezwłocznie odchylił się od budynku i spadł w przepaść. Czyli cień lub jakaś nieznacząca postać. Zapytałem następnego, czy to moje ostatnie wcielenie.
Gość 2: Z tym to nigdy nie wiadomo. – po czym uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Ja: A co z tym moim guru? Będzie dla mnie pozytywny?
Gość 2: No ktoś mu musi klaskać.

Sen i jego kontynuacja

Scena czwarta.
Wraz z Życiem poszedłem do sklepu wielkości jak Plus, supermarket z lat dwutysięcznych. Gubiłem postać Życia, z niepokojem zacząłem gonić, szukać. To raczej metafora, że życia nie trzeba szukać ani gonić, gdyż życie po prostu jest i warto puścić kontrolę, bo tak naprawdę wiele kwestii wydarza się samo. To od nas zależy, czy przyjmujemy postać obserwatora, aktora czy głównego reżysera i scenarzysty, ale nie zawsze będzie tak, jak chcemy. Gdzie byłaby tu magia i sens, gdyby zawsze udawało nam się wszystko, czego chcemy?
Ostatnia scena.
Szedłem do bloku mieszkalnego. Z oddali dało się słyszeć głośną muzykę (tutaj mogłem się już powoli wybudzać, gdyż sąsiedztwo urządziło sobie taneczny wieczór przy utworach Westbama). Mimo dźwięków, w środku czułem spokój. Poszedłem do innej części budynku, gdyż na pierwszym planie zaczął wyłaniać się dźwięk wody – coś jak szum wodospadu.

Szedłem, szedłem i przeszedłem. Powrót na ziemię. Wybudzenie ze snu. Czakry pulsują jak szalone. W głowie szok i niedowierzanie.

Alberto Villoldo strona internertowa

Więcej wpisów z bloga

Share this content:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *